Kompromitacja w Mielcu, porażka na własne życzenie

Kompromitacja w Mielcu, porażka na własne życzenie

Samobójcza bramka w pierwszych minutach spotkania, przestrzelony rzut karny, festiwal zmarnowanych okazji i porażka w końcówce. Czy można wyobrazić sobie gorszy scenariusz dla przebiegu meczu piłkarskiego? Schopenhauer byłby dumny.

W słoneczne sobotnie przedpołudnie, dzień przed Świętem Zmarłych udaliśmy się na wyjazdowy mecz do Mielca zagrać z najgorszą drużyną ligi - zespołem Gryfu.

Spotkanie rozpoczęło się w najgorszy z możliwych sposobów. Już w trzeciej minucie jeden z zawodników Gryfiarzy przedarł się w pole karne Tuszymki i z ostrego kąta oddał płaski strzał w stronę bramki. Piłka trafiła po drodze w nogi W. Rusina i trafiła do siatki.

Po zdobyciu bramki - gospodarze moment później stworzyli sobie kolejną stuprocentową sytuację, ale strzał napastnika Gryfu doskonale obronił Tomczyk.

Po tej akcji do głosu w końcu doszli goście. Pierwsza dobra możliwość do remisu to strzał Skowrona sprzed pola karnego, który był jednak zbyt słaby żeby zaskoczyć bramkarza z Mielca. Kolejne próby to za lekkie lub blokowane strzały z dystansu.

W 17. minucie Tuszymce udało się wyrównać. Piłkę, po przedłużeniu głową przez J. Rusina, przejął Hyliński i stanął oko w oko z bramkarzem gospodarzy. Hyli odegrał ją jeszcze do Skowrona, a ten nie zmarnował stuprocentowej sytuacji i zdobył prawdopodobnie najłatwiejszą bramkę w życiu.

Po strzelonym golu nastąpiło całkowite oblężenie bramki gospodarzy. Tuszymka przejęła inicjatywę i stworzyła serię dwustu procentowych okazji, serwując jednocześnie swoim kibicom prawdziwy popis nieskuteczności. Akcje, które powinny, a nie zakończyły się golem śmiało nadawałyby się do latającego cyrku "Monty Phytona". Pierwszą wyśmienitą okazję zmarnował W. Kulik. Skrzydłowy Tuszymki wygrał pojedynek z obrońcami i w sytuacji jeden na jeden z bramkarzem Gryfu trafił prosto w niego. Kolejne próby to strzały R. Darłaka, J. Rusina, czy W. Kulika, które albo fantastycznie bronił mielecki Boruc albo okazywały się minimalnie niecelne.

Następna zmarnowana setka mogłaby wygrać konkurs "piłkarskich jaj". Znów sam na sam z bramkarzem gospodarzy wyszedł W. Kulik, który tym razem zdecydował się podać do nadbiegającego Skowrona. Kiedy wydawało się, że będziemy mieli do czynienia z kopią bramki wyrównującej podanie od Kulika okazało się niecelne. Do piłki doszedł jeszcze Hyliński, ale jego strzał z odległości dwóch metrów znów intuicyjnie odbił "Boruc".

Przed przerwą zmarnowaliśmy jeszcze jedną bardzo dobrą szansę na objęcie prowadzenia. Do zablokowanego strzału J. Rusina na trzecim metrze dopadł Skowron, ale jakimś cudem został zblokowany przez obrońcę Gryfu. Kolejna dobitka Irasa z ostrego kąta zatrzymała się na słupku.

Na przerwę schodziliśmy z rezultatem 1:1, choć nasze konto bramkowe powinno liczyć minimum pięć goli.

Z szatni wyszliśmy z mocnym postanowieniem poprawy i już po trzech minutach pokuta została odprawiona. Po rzucie rożnym wykonywanym przez Hylińskiego główkował Wilaszek. Zblokowany strzał dobił ten sam piłkarz i Tuszymka zdobyła w końcu bramkę dającą prowadzenie.

Kolejne minuty to przewaga naszej drużyny niepoparta niestety zdobyciem gola.

W siedemdziesiątej minucie wydawało się, że mecz zostanie rozstrzygnięty. Po wrzucie z autu na wysokości pola karnego zupełnie bezsensownie ręką zagrał gracz Gryfu i sędzia musiał podyktować rzut karny dla gości. Była to jedenastka podyktowana za prawdopodobnie najgłupsze zagranie w historii futbolu. Do piłki na jedenastym metrze podszedł kapitan J. Rusin i zdobył bramkę, ale okazało się, że arbiter spotkania dorabia na półetacie w aptece. Sędzia nakazał powtórzenie rzutu karnego za minimalne przekroczenie linii szesnastu metrów przez Skowrona. W powtórce Rusin wybrał ten sam róg, trafiając tym razem w słupek.

Niestety, był to prawdopodobnie punkt zwrotny całego spotkania. Żal pisać co wydarzyło się w końcówce. W 83. i 86. minucie Tuszymka straciła dwie bramki i przegrała mecz, który powinna wygrać różnicą kilku bramek.

Możemy być źli jedynie na siebie, bo porażkę zaserwowaliśmy sobie na własne życzenie. Pocieszać można się tylko faktem, że słabiej zagrać się po prostu nie da.

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości